wtorek, 27 listopada 2018

"Bogaty ojciec biedny ojciec" Recenzja



Książkę Roberta Kiyosakiego nie trzeba przedstawiać. To pierwsza pozycja, o której się mówi chcąc polecić książkę poszerzającą wiedzę na temat finansów. Autor przekonuje, że biedni ludzie nie mają możliwości nauczyć własne dzieci mechanizmu bycia bogatym, ponieważ nie znają ich i wmawiają im popularne stwierdzenia, w które wierzą, a które nie mają już uzasadnienia w dzisiejszym świecie.
"Jeśli będziesz pilnie się uczył i uzyskasz dobre stopnie, znajdziesz bardzo dobrze płatną pracę z dodatkowymi świadczeniami", z wyjątkiem świadczeń, które w Polsce są raczej ujednolicone, dzieci słuchały tego zdania wielokrotnie od rodziców w większości krajach rozwiniętych. Robert Kiyosaki też słyszał od swoich rodziców tą formułkę. A potem poznał Bogatego Ojca swojego przyjaciela, który pokazał im, Robertowi i synowi, że aby być bogatym nie trzeba kończyć szkół i przede wszystkim nie trzeba szukać dobrej pracy. Należy ją samemu dla siebie stworzyć.

Autor przeprowadza czytelników przez sześć lekcji, które sam uzyskał dzięki Bogatemu Ojcu, a które mógł skonfrontować z poglądami Biednego (choć wykształconego) Ojca. Jedną z ważniejszych lekcji, które przewija się przez całą treść to zbudowanie w sobie inteligencji finansowej. To właśnie ona, inteligencja finansowa, według autora jest kluczem do zrozumienia mechanizmów rządzących ekonomią. Nie należy stać się trybikiem, elementem, lecz zarządzać nim: nie pracować dla pieniędzy, założyć, że to pieniądze pracują dla nas. Z początku wydaje się to abstrakcją, ale wyjaśnienia autora szybko rozwiewają to wrażenie.
Pilnuj swojego biznesu
Według mnie rozdział o powyższym tytule jest największym sekretem bogatych, które świadczy o ich bogactwie. Rozumiemy tu wszelkie aktywa, które generują dochody.
We wcześniejszych rozdziałach autor prezentuje zestawienie finansowe wykształconego ojca i bogatego ojca - oba zestawienia różnią się od siebie, choć główne komponenty pozostają takie same: przychód, rozchód, aktywa i pasywa. Biedni ludzie, według Kiyosakiego opierają swój majątek na pasywach, nie dbając o aktywa, które mogłyby generować im dochód. Bogaci bogacą się zaś, dzięki aktywom; skutecznie chroniąc się przed rozchodami.

Robert K. jest nie tylko bogatym człowiekiem umiejętnie zarządzającym swoimi pieniędzmi, energią i nieruchomościami, ale też jest orędownikiem edukacji finansowej. Stworzył grę, która uczy każdego, kto do niej postanowi przystąpić finansowych wyborów, inwestowania i zarabiania pieniędzy. O grze można przeczytać tutaj i tutaj.

Osobiście po przeczytaniu powyższej pozycji poczułam, że oto otwierają się przede mną wrota do wielkiego zrozumienia. Euforia trwała dobę, a później nastąpił zwrot energii i sposępniałam, kiedy zrozumiałam, że moim jedynym aktywem jest niewielki procent na koncie oszczędnościowym. Generuje mi on nie więcej niż złotówkę rocznie, więc daleko na takim aktywie bym nie zajechała. Pasywem zaś cała masa dóbr od mieszkania po samochód i kolekcja książek. Początkowy entuzjazm i zrozumienie mechanizmów rozbiło się o smutną rzeczywistość: nie mam w tej chwili nic, co mogłoby zaprocentować w przyszłości (ewentualnie kolekcja książek na sprzedaż). Zadałam sobie jednak pytanie, które również wyczytałam w książce Roberta Kiyosakiego: co mogę zrobić, by to zmienić?
I postanowiłam gromadzić pomysły. Część z nich już realizuję: zmieniam branżę, uczę się, rozwijam. Inwestuję w siebie.

Minusem książki „Bogaty ojciec. Biedny Ojciec” są powtarzane w nieskończoność te same zwroty. Być może to element łopatologicznego wkuwania do głowy czytelnika poszczególnych tez autora, jednak mnie z początku śmieszyła taka retoryka a pod koniec książki już męczyła. 
Mimo to polecam tą pozycję zwłaszcza osobom, które z edukacją finansową nie miały do czynienia, a tych jest niestety całkiem sporo.



środa, 21 listopada 2018

I Ty możesz zostać promotorem czytelnictwa!

Zainspirowana wpisem Promotorki Czytelnictwa, 11 oznak, że jesteś promotorem czytelnictwa postanowiłam sprawdzić, czy należę do tego zacnego grona :)


 MASZ W DOMU DUŻO KSIĄŻEK

Tak. Centralne miejsce w salonie. Kanapa nie jest naprzeciwko telewizora, jak w większości domów a naprzeciwko regałów z książkami. Przekładam je, segreguje, ważę w dłoni, kartkuje. Kiedy wpada mi do głowy by coś sprzedać, długo się nad tym zastanawiam a następnie rezygnuje.

Mówisz o książkach

Są ludzie, którzy zaraz po „cześć” pytają, co ciekawego przeczytałam. Uwielbiam o tym mówić. Opowiadam fabułę, dzielę się wrażeniami, polecam.

Czytasz w miejscu publicznym

Przychodnia, kolejki, czasami zdarzy mi się coś doczytać siedząc w aucie podczas stania w korku ;) Czytam wszystko, co mi wpadnie w ręce: ulotki, gazety, obowiązkowo książka zakitrana w plecaku.

Czytasz innym - na przykład swoim dzieciom

Moje dzieci mają więcej książek niż ja będąc od nich starsza o dziesięć lat. Uwielbiam im pokazywać obrazki, czytać książki. Im bardziej się z książką bawię – tym weselej. Uwielbiają jak mama przeobraża się z Zenobiusza z książki o Ekoludkach. Czytam też swojemu partnerowi, bo on lubi jak czytam. Czytam nawet współpracownikom w pracy, bo jakoś tak wyszło ;)
  
Kupujesz innym książki w prezencie 

Na pytanie „co kupić na prezent” zawsze odpowiadam „książkę!”. Dla siebie też nie wyobrażam sobie lepszego prezentu. Kiedyś ktoś opowiadał mi, że są ludzie, którzy ich nie chcą. Nie wierzę ;)

Rozpoznajesz adaptacje filmowe

A nawet motywy, wątki, postacie!

Ubierasz się w książki

Szczerze mówiąc nie wpadłam na to, by ubierać się w książki, ale motyw książek jest mi na tyle bliski, że wciąż wyszukuje taką biżuterię: książkowe kolczyki lub naszyjniki. 

Prowadzisz bloga książkowego

 I to od lat!

Udzielasz się w social media

Chwaląc się przeczytaną książką, napisaną recenzją, wrzucając ciekawe wywiady z autorami książek… Zarówno na swoim profilu, jak i na FB Jak się trzymać 

Zawodowiec

Ukończyłam filologię polską, liczy się?


Jesteś ekspertem od książek...



Kiedy trzeba coś polecić, to do mnie! Nie ograniczam się do jednego gatunku literackiego. Uwielbiałam pracę w Empiku, na dziale literackim ponieważ codziennie mogłam dopasowywać książkę do persony, która do mnie przychodziła.

Zdecydowanie moje marzenie - mieć taki niekończący się regał z książkami na własność 

środa, 14 listopada 2018

Podręcznik Insulinoopornej


W tym roku dowiedziałam się o insulinooporności. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tą nazwą. W ciąży chorowałam na cukrzycę ciążową i zasugerowano mi, bym kontrolowała cukier. Kontrolowałam, był dobry, chociaż nie idealny. Z uwagi na choroby tarczycy regularnie zaglądam do swojego endokrynologa, który zauważył pewne nieprawidłowości w moim zdrowiu i prosił, bym wykonała badania na glukozę i insulinę. Okazało się, że stosunek jeden do drugiego wskazuje współczynnik HOMA. To zaś pokazało, że zaliczam się do grupy insulinoopornych. Czyli moja trzustka nie nadąża z podażą insuliny i produkuje jej więcej, co jeszcze (!) ma możliwość zmniejszać glukozę, ale za jakiś czas może już przestać działać, w związku z czym nie produkować insuliny i pozwalać by glukoza zaczęła szybować do góry. Niebezpiecznie!

By dowiedzieć się nieco więcej o tej tajemniczej insulinooporności sięgnęłam po najlepsze polskie źródła, jakie znalazłam w internecie: Fundację Insulinooporność – zdrowa dieta i zdrowe życie prowadzonej przez Dominikę Musiałowską.
Po przestudiowaniu strony sięgnęłam po książkę Dominiki.  Autorka wprowadza nas w swoją historię zdrowia, bez ogródek opowiada co się złożyło na stan, w którym się znalazła. I ciężką drogę do momentu, w którym jest teraz.

Insulinooporność. Zdrowa dieta i zdrowe życie.

To kompendium wiedzy dla pacjenta i osób, którzy interesują się IO, również z zawodowego punktu widzenia. Autorka przybliża nam definicję insulinooporności i objaśnia działanie hormonów. Oddaje również „głos” lekarzowi endokrynologowi, ginekologowi, dietetyczce i trenerowi sportowemu. Łączy wszystkie aspekty składające się na OI: od problemów hormonalnych, ginekologicznych, błędów w żywieniu i braku ruchu aż po psychikę. W książce znajdujemy rady i tricki, które są w stanie pomóc. Do mnie przemówił trening, ruch. Gdy mój lekarz endokrynolog wspomniał, że w leczeniu insulinooporności jest bardzo ważny ruch (jak i dieta, leki i połączenie tych trzech elementów) pomyślałam sobie, że to takie "gadanie", jak zawsze... wiele osób na pewno wie, o czym mówię. A zresztą, myślałam - raz już schudłam 30 kilogramów w osiem miesięcy i to bez zbytniego ruchu (za to niejedzeniem i stresem). Po tym jak dopadło mnie "jojo" prawdopodobnie moja insulina zaczęła wołać o pomstę do nieba... Dzięki Dominice poznałam dokładny mechanizm. Sprawdza się stwierdzenie, że o chorobie trzeba wiedzieć, by móc się leczyć.
Szczególnie przemówiły do mnie porady odwołujące się do codziennych problemów dotyczących jadłospisu. Znajdziemy wśród nich podpowiedzi co mówić rodzinie, gdy na różnych uroczystościach proponują kawałek tortu, porcję sałatki czy inne trudne do odrzucenia rzeczy, które nam nie służą.
Autorka książki przekonuje nas też, że nie jesteśmy sami. Stworzyła wiele miejsc w sieci, dzięki którym znajdziemy wsparcie. W jednym z takich miejsc poznałam moje towarzyszki do nordic walking (które ostatnio niestety zaniedbałam ze względu na szkołę w weekendy) i dietetyczkę z powalającą wiedzą i doświadczeniem (pozdrawiam Martę, Inna Strona Diety).

Dominika Musiałowska wraz z Magdaleną Makarowską wydały również dwie kolejne części: Dieta w insulinooporności. Menu na cztery miesiące oraz Insulinooporność w polskiej kuchni. Dla całej rodziny z niskim IG. Ostatnią muszę zakupić, a pierwszą właśnie przeglądam i jestem zachwycona pięknymi zdjęciami i smakowitymi propozycjami dań. Myślę, że jest co polecać!