czwartek, 24 maja 2018

z sukcesem

Pochwalić się przyszłam. Sukcesem.
Ale aby był sukces, musi być tło. A tło zwykle jest ciemniejsze, by jaśniejsze mogło się wyróżnić, wyeksponować.

Dziś wstałam bardzo wcześnie. Pognałam do łazienki by zażyć orzeźwiającego prysznica zanim poranna rutyna mnie dopadnie. Ogarnianie dzieci, zapakowanie nas w auto i jazda do żłobka. Gdy wracałam do auta już się zaczęło. Już czułam, że świat robi się mniej sympatyczny, jakby ciemniejszy. Kanty ostrzejsze, niedoskonałości wyrazistsze.
Zobaczyłam świat w apokaliptycznych okularach. Swoje życie. Siebie.

Takie myśli, nastrój, emocje przychodzą, zasnuwając kotarę. Wtedy nie jestem dla siebie dobra ani miła. Jestem swoim największym krytykiem. Wtedy wątpię w każdą umiejętność, każdy zamiar i dyskwalifikuję się w każdej dziedzinie.
Dziś rano tak było.

Weszłam do firmy, spóźniona, zrezygnowana.
I pomyślałam sobie, że nie chcę się wtapiać w ten nastrój, nie chcę go rozgrzebywać.
Nie chcę o nim pisać, myśleć, chcę coś innego.

I tu przychodzi czas na mój sukces. Zarządziłam uporządkowanie serwisu, który koordynuję. Z wypchanych regałów zniknęły tony papierów, płyt CD, kilometry kabli, złączek i nikomu nie potrzebnych śmieci. Zamówiona została firma zabierająca elektrośmieci, których znaleźliśmy mnóstwo. Cztery godziny wzmożonej pracy trójki osób. Efekt nas mile zaskoczył. Wszystko to działo się w atmosferze luzu.
I spostrzegłam, że zapomniałam o swoich myślach sprzed paru godzin. Wiem, że gdzieś tam się czają, ale znowu są za kotarą.


sobota, 5 maja 2018

Sentymentalna bestia



Są takie dni, kiedy czuję się jakbym nie była wybudzona ze snu. Krąży gdzieś wokół mnie mgła innego świata. Innego: sennego, złożonego z przeszłości, ze wspomnień i wyobrażeń. W takie dni jak dziś nie otrzepuje się z niego a zapadam jeszcze mocniej.
Chwile słabości.
Wiem, że takim zapadaniem się nie polepszam mojego "dzisiaj", wiem, że w zasadzie do niczego mi to nie potrzebne. Myśli nie dają spokoju, obrazy same wyświetlają się w głowie a ja wchodzę w to jak w ciemny las. Coraz głębiej, zabierając ze sobą moje "dziś", moje "teraz".
I nie ma na to żadnej tabletki, żadnego leku; nikogo kto by zrozumiał to teraz.
I słyszę jak z taśmy: "zajmij się czymś".
Zajmuję, wciąż chodzę, podnoszę, przesuwam, myję, sprzątam, gotuję, pracuję, życie poddaję czasownikom... Żaden nie wyłącza we mnie sentymentalizmu. Emocjonalności. Wrażliwości. Obsesyjnych powrotów do przeszłości.
 Ruminacja, dysocjacja, przeżuwanie wspomnień, zapętlenie się, zagubienie, zapadanie w nich.

Tracenie swojego "dziś" na rzecz "wczoraj".

Gdzieś ktoś uczył mnie zakotwiczenia w teraźniejszości. Znalezienie pięciu rzeczy, które można dotknąć. Zobaczyć. Powąchać. Posmakować. Tu i teraz. Uważnie.
Głębokie oddechy. Świadome.

I chociaż czasami pozwalam sobie na zapadanie, wiem, że chcę wrócić. Do mojego "tu" i "teraz". Dlaczego?
Bo "tam", "wczoraj" nic na mnie nie czeka. Nic się nie da zmienić. Nie pomoże mi zrozumieć jeszcze bardziej niż rozumiem teraz. Jedynie wciągnie jeszcze mocniej.


Pomocne linki:
 


środa, 2 maja 2018

Obejrzyj film dokumentalny na temat, który nic Ci nie mówi



Zgodnie z założeniami akcji Żyć Bardziej postanowiłam opisać dziś punkt pierwszy akcji zainspirowanej przez Andrzeja Tucholskiego.

1. Obejrzyj film dokumentalny na temat, który nic Ci nie mówi


Wczoraj obejrzałam nie jeden, a nawet dwa dokumenty na tematy, o których miałam niejasne wiadomości. Opiszę jednak pierwszy z nich, produkcji Netflixa:

Weź swoją pigułkę

Reżyserka Alison Klayman przedstawia widzom historię i działanie leków stymulujących i usprawniających koncentrację. Opowiada o wynalezieniu amfetaminy (trochę przez przypadek, jako lek na alergię) w 1887! Ta substancja stała się podstawą leku, który miał zastosowanie w zespole deficytu uwagi (ADHD, ADD). Produkt ten znalazł zastosowanie nie tylko by normalizować zachowanie osób (głównie dzieci) i polepszać ich koncentrację. Wykorzystują ją wszyscy: dokument pokazuję skalę zjawiska u studentów, którzy chcą polepszyć wyniki w nauce jednocześnie nie rezygnując z życia towarzyskiego; sportowcy, którzy sięgają po leki tego typu czy pracownicy, od których wymaga się ciągłego skupienia, wzmożonej pracy... Wszyscy oni jednak mówią, że gdyby mogli - nie brali by Adderallu (nazwa handlowa). 

Po obejrzeniu powyższej produkcji miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony dowiedziałam się o "super leku", który zwiększa nasze możliwości - wyostrza je, wspomaga organizm by móc "więcej" i "szybciej", co wpisuje się w czasy, gdzie każdy goni za sukcesem i satysfakcją... Dowiedziałam się, że tak było od dawna, że to nie jest stygmat naszych czasów. Ten cały "wyścig szczurów" to chęć bycia lepszym, silniejszym, sprawniejszym i szybszym każdą możliwą drogą: legalną czy nie, destrukcyjną mniej lub bardziej... w imię "wyrównania szans" (sic! takim przykładem posłużyła się jedna z osób, z którymi reżyserka robiła wywiad, opowiadając o tym, że nie miała szans podobnych do bogatych kolegów i koleżanek, bo musiała ciężko pracować). Nawet badacz, który zdiagnozował ADHD chciał się wycofać ze swojej diagnozy przerażony tym, co z tym zaburzeniem zrobił koncern farmaceutyczny... Finansową studnię bez dna zasilaną niekończącą się potrzebą "bycia lepszym" (w przypadku osób, które zażywały Adderal czy podobne środki stymulujące dla wymiernych korzyści) lub "znormalizowaniem" dzieci czy młodzieży, by korygować ich zachowanie, "pomóc" w nauce, "uspokoić"... 

Nie jestem przeciwniczką farmakologii. Nie uważam, że wszystkie koncerny są złe i żerują na ludzkich lękach, cierpieniach i potrzebach. W tym przypadku też nie potrafię opowiedzieć się za którąkolwiek ze stron. Zastanawiające jest jednak to, że ludzie tak łatwo idą na skróty. Wolą wziąć pigułkę niż zająć się naprawdę problemem, na przykład... czy mój syn nie potrzebuje więcej ruchu, uwagi... czy nadmiar bodźców nie jest problemem? Czy nie mierzę wyżej niż pozwalają moje siły witalne? Po co to wszystko?