poniedziałek, 22 lipca 2019

Dlaczego depresja jest zdradliwą suką?


Wyobraź sobie proszę, że wstajesz rano. Jest Ci obojętne czy świeci słońce, czy leje deszcz. Na niebie mogłyby być zawieszone cukierki z ciasteczkami a Ty masz je w dupie. Chyba, że zasłaniają widoczność, to wkurwienie rośnie proporcjonalnie do ilości. Czujesz gniew. Na świat, że taki jasny, na siebie, że tyle ciemności w sobie nosisz. Budzisz dzieci i obojętnie patrzysz jak rozcierają oczy, rozciągają się, ich urocze buzie przypominają Ci tylko jak źle o Tobie świadczy to, że nie możesz się wysilić na uśmiech. Po dwudziestu minutach wypełnionych po brzegi uczuciem izolacji i zniecierpliwienia udaje Ci się wyjść z domu, zapakować dzieci do auta, usiąść za kierownicą i zapomnieć, że dokądkolwiek miałeś jechać.
Ale odpala się żarówka w głowie, zapalasz silnik, gaśnie, zapalasz, gaśnie i w końcu z niejedną kurwą panienką na ustach przypominasz sobie, że musisz poczekać aż coś zgaśnie by zapalić silnik. Odjeżdżasz.
Jadąc do żłobka swoich dzieci patrzysz na drogę ale widzisz zachęcające latarnie, na których mógłbyś się rozbić; ciężarówki, pod które mógłbyś wjechać i wiadukt, z którego mógłbyś zjechać. Z trudem przypominasz sobie, że nie jesteś sam na pokładzie i te Małe coś mówią. Nie słyszysz, nie widzisz, jedziesz na czuja. Gdy dojeżdżasz do miejsca wyładunku, musisz pokonać stan zawieszenia i wysiąść z auta, pomóc wysiąść Małym Ludziom i odprowadzić do sali. Widzisz ludzi. Widzisz ich kolorowe aury, ich cierpliwość i miłość, widzisz ich jak żyją. A Ty jesteś owinięty owatą. Ale nie tą puszystą, mięciutką, bielutką jak do poduszek. Jak do płaszczy. Jesteś szczelnie owinięty czymś co przypomina szklaną watę. Nie dochodzi do Ciebie żadna dobra emocja. Czujesz tylko zniecierpliwienie. Złość. Smutek. Anhedonię. Poczucie odrzucenia, niesprawiedliwości. Poczucie bycia między światami. Między tym co teraz: żywe, dobre, realne a tym, co w Tobie: zgasłe, mroczne, byle jakie. Bez sensu, bez przyszłości. Czujesz się winny. Czujesz, że już nic nie dasz Małym Ludziom od siebie. Że są Ci obojętni, chociaż wiesz, że gdzieś w środku kochasz ich tak bardzo, że chciałbyś by nigdy nie dowiedzieli się, jak wiele mentalnych kilometrów Was dzieli. 
Kiedy Mali Ludzie znikają w sali, idziesz do samochodu z poczuciem jeszcze większego wyobcowania. Z uczuciem samotności tak rozdzierającego, że ciężko Ci zrobić krok. Ale nie podnosić wzroku, bo boisz się, że zobaczą Twoje łzy. Wsiadasz do auta i potrzebujesz kilku chwil na opanowanie oddechu, łez, bólu wewnętrznego. Zatracasz się w wizji umierania, ranienia, oparzeń i  nieistnieniu tylko po to, by oswoić w sobie śmierć.
A kiedy próbujesz otrząsnąć się z tego stanu i wpadasz na pomysł, by jednak pozwolić sobie wejść do świata, przyjmując zaproszenie otwartych drzwi piekarni stajesz się Oszustem. Oszust mówi dzień dobry, oszust pyta o bułkę pełnoziarnistą a kupuje zwykłą, pierwszą lepszą, bo nie może się zdecydować. Oszustowi wszystko jedno co zje, ale uśmiecha się i jeszcze na odchodnym życzy miłego dnia. Z uśmiechem na ustach. Oszust wsiada do samochodu i płacze. To nie maska, to próba sił. Czujesz to?
A kiedy parkujesz pod miejscem pracy i okazuje się, że ktoś chce Cię stamtąd wywalić, opuszczasz swoje ciało. Pozwalasz, by całe Twoje zło, cała żółć zawładnęła Twoim głosem i wypływa z Ciebie nagromadzony jad. Krzyczysz, by się wszyscy od Ciebie odpierdolili a potem wsiadasz do auta i wracasz do bezpiecznego miejsca: do własnego łóżka. Zawalasz pracę, pędzisz bez zapiętych pasów bezpieczeństwa i parkujesz byle jak. Byle szybciej. Byle się schować. I głośno płaczesz. Teraz możesz sobie na to pozwolić, teraz cała moc łez spływa z Ciebie. W końcu zasypiasz.

A zawsze myślałeś, że depresja jest smutkiem, dołem, gorszym nastrojem.

Depresja jest zdradliwą suką, której nie da się oswoić. Nie da się jej nawet rozpoznać w odpowiednim czasie. Nie da się jej zatrzymać. Schwytać. Trzasnąć po pysku i kijem odgonić. Nie da się z nią pójść na wódkę. Nie można jej obłaskawić. Zawsze Cię zdradzi. Oddzieli. Wpakuje do worka i wywiezie do lasu. A potem szukaj drogi. Szukaj tak długo, aż na kolanach, spragniony wody i chleba, na kolanach, z modlitwą na ustach wypełźniesz z ciemnego boru na świetlistą polankę. Aż wychłepczesz resztki wody i uda Ci się stanąć na nogi. Aż poczujesz, że kolejny raz udało Ci się. Wygrać. Ze zdradliwą suką.

lipiec 2019, kolejny raz

1 komentarz: