środa, 3 października 2018

Hygge, duńska monetyzacja szczęścia

Źródło: http://kmwewnetrzu.pl/hygge-wnetrze-czyli/
HYGGE
Meik Wiking

Gdy zobaczyłam książkę o tajemniczym tytule z jeszcze bardziej tajemniczym nazwiskiem autora i przepięknymi ornamentami na okładce pomyślałam sobie, że muszę ją przeczytać (muszę ją mieć, ściśle mówiąc, ale to własność Biblioteki a ja mam bana na kupno książek, które są w Bibliotece). Autor zaprasza do lektury proponując w niej przepis na szczęście. Tłumaczy, że to, co czujemy siedząc przy rozpalonym kominku z kocem, poduszkami i przyjaciółmi zajadając słodycze to właśnie tytułowe Hygge. My nazwalibyśmy to klimatem, atmosferą, nastrojem. Duńczycy mają na to własne słowo. Autor wspomina niejednokrotnie, że pracuje w Instytucie Badań Nad Szczęściem.

Przeczytałam Hygge w dwie godziny. Dużą część w zasadzie obejrzałam, bo książka zawiera nastrojowe zdjęcia,  ciekawe w skandynawskim stylu obrazki i treść, którą autor miał potrzebę wbić do głowy czytelnika nie raz, nie dwa a może nawet i po trzy razy. Wielokrotnie powtarzał czym jest Hygge, jak budować Hygge, czym Hygge nie jest.

Źródło: http://www.livingroomre.com/2018/01/23/portland-is-so-hygge/
Pojawiało się we mnie mnóstwo refleksji. Z początku poczułam się wielką entuzjastką tych lamp przytłumionych, ciepłych kocyków, wełnianych skarpet, książek (książek zawsze), jesiennych wieczorów z kubkiem aromatycznego naparu… i tak dalej i tym podobne przyjemne rzeczy. Znamy to i to od wieków, bo przecież tak ludzie sobie radzili, kiedy nie musieli iść w pole (albo go nadzorować). Autor co prawda wspomina o tym, że w jakiś  sposób trzeba sobie radzić i ludzie radzą sobie umilając czas od zarania dziejów, ale ma się wrażenie, że widzi w Hygge dobro narodowe. Podkreśla to zresztą badaniami, które pokazują, że duńscy obywatele faktycznie należą do najszczęśliwszych w Europie. Fakty powinny przeczyć tym badaniom: Dania ma deszczową pogodę, zwykle pozbawioną słońca i najwyższe podatki. Mimo to jest szczęśliwa! Znalazłam polską wersję językową raportu wygłoszonego na konferencji Happy Danes z 9.12.2014

Pomyślałam sobie, że to, co autor nazywa duńskim Hygge, my, Polacy, praktykujemy zawsze, kiedy dzieje się u nas kryzys. Od zaborów (na pewno wcześniej, ale pierwsze w mojej wyobraźni wyraźne skojarzenia pochodzą właśnie z zaborów) potrafiliśmy tworzyć bliskie, wspierające kręgi, tworzyć tajne szkoły, przekazywać sobie wiedzę, wspólnie (przy świecach czy lampach naftowych) drukować ulotki… Podobnie w czasie okupacji, a następnie podczas trudnych momentów za czasów komunizmu. Do dziś dźwięczą mi w uszach wspomnienia Taty, który opowiadał jak z przyjaciółmi zbierali się w małej kawalerce budującego się osiedla Gdańska, gdzie każdy coś przyniósł: wódkę i zakąskę i było nastrojowo, swojsko i wesoło. Dziś chowamy się za ekranami w pracy i po pracy. Spotykamy się czasami na piwo z kumplami,  w planszówki sobie zagramy. Kominki u nas to już rzadkość. Zapewne utrudnia to nam odczuwanie pełni szczęścia i w sondażach nie odnotowujemy  wysokich wyników. Duńczycy odczuwają kryzys przez prawie 300 dni w roku, stąd ich wdrażanie środków wspierających dobry nastrój ;)

Źródło: http://www.livingroomre.com/2018/01/23/portland-is-so-hygge/
Jedną z motywacji, jakie podał autor, pisania tej książki jest chęć podzielenia się duńskiego sposobu na odczuwanie szczęścia. Myślę, że większość z nas pomyśli sobie, że szczęście jest na tyle indywidualną sprawą każdego z nas, że prawdziwą motywacją, jaką odczytujemy po publikacji książki pana Wikinga to monetyzacja szczęścia. W końcu na wszystkim można zarobić: między innymi na tym, by mówić ludziom co czuć i kiedy.




2 komentarze:

  1. Muszę się w taką zaopatrzyć ;) Ale okładka śliczna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka wydana jest faktycznie bardzo ładna, klimatyczna :) W ogóle bardzo przyjemnie się ją czyta, tylko ja jak zwykle doszukuję się wielogłębi
      ;)

      Usuń